Wczoraj Duży wrócił z zerówki w kiepskim nastroju, markotny i pobudzony jednocześnie. Gdy zajrzałam do jego przedszkolnej sali, siedział zapatrzony w jakiś odległy punkt, z dala od innych dzieci i nerwowo gryzł ołówek, a przed nim leżał otwarty zeszyt. Jego wychowawczyni zasugerowała mi, żebyśmy zabrali zeszyt do domu i nadrobili zaległości w pisaniu liter i sylab. Duży jęknął z rozpaczą: „Mamo, ja tego nigdy nie nadrobię! To za trudne!”
W domu nie było lepiej: Duży co chwilę prowokował spięcia. Bardzo dokuczał Małemu, który był przeziębiony i został ze mną w domu („To nie fair, że nim się dzisiaj więcej zajmowałaś!). Koiłam, łagodziłam, nazywałam emocje, mediowałam w czasie ostrzejszych wymian zdań, zadbałam o relaks (czytanie) i zaspokojenie głodu. Podziałało.
Kiedy mój pierworodny był już spokojny, zarządziłam odrabianie lekcji i znów się zaczęło. Duży argumentował (nie bez odrobiny racji), że ćwiczenie pisania liter jest bez sensu, bo już umie czytać książki i pisać drukowanymi literami. Poskarżył się, że nie jest w stanie pracować w przedszkolu, bo trudno mu się skupić w hałasie (pod tym względem też go rozumiem, sama tak mam). Potem powtarzał, że to za trudne, on nie umie i nigdy się nie nauczy, innym dzieciom to przychodzi z łatwością. Znów koiłam, łagodziłam itd., ale to nie pomagało – pewnie częściowo dlatego, że nie byłam w stanie trwale odizolować od nas młodszych dzieci, które co chwila przychodziły do gabinetu i nam przeszkadzały. W pewnym momencie Duży zaczął mówić coś o bezsensie życia w takich męczarniach i fantazjować o śmierci…
Długo udawało mi się zachować autentyczny spokój, ale w pewnym momencie straciłam cierpliwość. Wiecie, co dokładnie do tego doprowadziło? Pewną rolę odegrało w tym moje zmęczenie kakofonią dźwięków: zawodzeniem Dużego, skrzeczeniem Malutkiego wspinającego się na moją nogę, żebym wzięła go na ręce i teatralnym szeptem Małego („Mamoooo, czy mogę teraz jeszcze coś powiedzieć? Ostatni raz, to bardzo ważne!”); to wszystko minuta po minucie odbierało mi energię. Jednak większe znaczenie miał wzrost napięcia spowodowany… oczywiście moimi myślami. (Czy kiedykolwiek napisałam wprost na blogu, że Self-Reg to metoda służąca zrozumieniu stresu oraz lepszemu zarządzaniu napięciem i energią? Jeśli nie, podkreślam to teraz; na opisywanym tu przykładzie widać jak na dłoni, od czego zależy nasz stres.)
Byłam w stanie zachować autentyczny wewnętrzny spokój (a nie tylko byłam opanowana), dopóki pozostawałam myślami i emocjami „tu i teraz”. Sześciolatek w kiepskim nastroju niebędący w stanie wykonać zadania domowego – to dla mnie niezbyt stresujący bodziec nawet w połączeniu ze zmęczeniem i nadmiarem dźwięków. Moje napięcie gwałtownie wzrosło, kiedy przestałam skupiać się na tej konkretnej sytuacji i zaczęłam snuć czarne wizje przyszłości Dużego i mojej, dramatyzować i użalać się nad sobą. Szeroko pojęty rozwój Dużego jest bowiem przedmiotem mojej troski i niepokoju, od kiedy zostałam matką. (W kilku kolejnych postach będę pisała o wspieraniu rozwoju dziecka.) Oto mój wczorajszy „myślotok”: tak będą wyglądać wszystkie nasze popołudnia przez najbliższe lata; Duży znienawidzi szkołę, będzie się tam źle zachowywał i będziemy regularnie wzywani na dywanik do dyrektora; Duży wpadnie w depresję i będzie miał niskie poczucie własnej wartości; nie obędzie się bez leków przeciw objawom ADHD; ćwiczenia u ortoptyka nie pomogą i Duży będzie miał ogromne problemy ze wzrokiem (jakoś tak dziwnie pochyla się nad zeszytem, jakby źle widział!); jeśli on będzie zawsze tak siedział, to zafunduje sobie skrzywienie kręgosłupa; potrzebuję przez najbliższe lata wykwalifikowanej i anielsko cierpliwej niani na popołudnia i wieczory, a to słono kosztuje; nie dam rady po pracy codziennie wykrzesać z siebie tyle energii, pozostanę kurą domową na całe lata; to okropne, że jestem z tym całkiem sama całymi dniami; i po co mi było troje dzieci, skoro ich nie ogarniam?!? I właśnie przy tej ostatniej mojej myśli Mały cichutko i pokornie spytał, czy może zjeść krówkę, a ja wysyczałam: „NIE! Nie możesz ciągle jeść słodyczy! Będziesz gruby, nie będziesz miał siły biegać i będziesz się źle czuł!” Chwilę potem warknęłam pod adresem Dużego, że może sobie robić, co chce, nie obchodzi mnie jego praca domowa i wyszłam z pokoju. Czy nawaliłam jako matka? Trochę tak, ale też czegoś się nauczyłam.
Mały dramacik z Dużym w roli głównej przypomniał mi (i utrwalił dzięki skojarzeniu z emocjami) pewien wycinek wiedzy o Self-Reg. Stuart Shanker powtarza jak mantrę „THIS” (ang. ten/ta/to): skup się na tym konkretnym dziecku, tym jednym problemie, tej chwili. W ten sposób zdołasz zachować spokój i zmienić tę jedną sytuację, a przynajmniej zwiększyć szanse na taką zmianę w przyszłości. Ta mała zmiana spowoduje zmarszczkę na powierzchni wody. Wiele takich zmarszczek tworzy falę, która ma o wiele większą siłę. Próbując utworzyć jednym ruchem wielką falę, można srogo się rozczarować i jedynie stworzyć dużo piany. To dla mnie ważna lekcja, bo lubię szybkie i spektakularne rezultaty – chcę osiągać efekty tu i teraz, bez czekania. Jak Duży…
Zdjęcie wykorzystane w tym wpisie: „DRAW” (CC BY-NC-ND 2.0) by kristina dymond
Z tego,co mi wiadomo, to w podstawie programowej dla zerówki nie ma pisania liter. Dzieci mogą spontanicznie zapisywać litery na kartce (i to nie w linie) więc wychodzi na to, że takie zadania są niezgodne z prawem. Dzieci mają uczyć się pisać w 1-szej klasie. Takie prace domowe mogą tylko zniechęcać i do niczego dobrego nie prowadzą. Nie mówiąc już o zszarganych nerwach Rodzicielki.
Jesteś pewna? Według mojej wiedzy odwrócenie „reformy sześciolatków” spowodowało, że zgodnie z podstawą programową dzieci mają nauczyć się pisać w zerówce. Zresztą – co mi da odmowa wykonania pracy domowej, która nie była zlecona, lecz jedynie zasugerowana przez wychowawczynię? Duży narobi sobie większych zaległości…
Dla mnie taka sytuacja to kuriozum – żeby już od zerówki rodzice „nadrabiali” po godzinach przedszkolny program… Bardzo dziwne. Przecież każde dziecko w końcu opanowuje i czytanie i pisanie…
Do czego prowadzi nasze , rodziców bierne podejście? O tym tu: https://kobieta.onet.pl/dziecko/starsze-dziecko/moj-syn-pracuje-dluzej-niz-dorosly-na-etacie-list-tej-matki-daje-do-myslenia/4btr3y9
Dla mnie też to kuriozum, ale nie mam odwagi się wyłamać, wiedząc, że Duży ma problemy z koncentracją i małą motoryką…
Ach, idealnie oddałaś moje myśli słowami: „dla mnie to ja też kuriozum, ale nie mam odwagi się wyłamać wiedząc, że…” (i tu moja własna litania powodów). Cały czas nad tym pracuję zastanawiając się jak mocno zakorzenił się w nas ten system szkolnictwa!
Hmmm, rozumiem dokładnie co się dzieje. Mój najstarszy 7 lat podobne podejście do życia. Robimy 100dni za co jesteśmy wdzięczni. Trochę się polepszylo. Kiedy moje chłopaki są oddzielnie łatwiej mi z njmi coś wynegocjować albo zrobić. Razem -tragedia. Słodyczy bardzo mało kupuje że względu na pokusę.nie ma to nie proszą. Robię domowe co mogę. Galaretki albo mrożone owoce zamieniam w lody, kompoty, galaretki, mufiny itd. Działa 🙂
Z pracą domowa odpuszczam często, próbuję syna zachecic albo zapytać co może,sam zrobić i co mu pomaga. W Irlandi mieszkamy. Kiedy ma trudny dzień piprostu pisze notkę że był zmęczony i tyle. Testy ma 100/100 więc nie musi moim zdaniem się zachlastywac w domu praca domowa. Nauczycielka poinformowana o tym i tyle.
Widzę, że mamy wiele wspólnego. Ja też ostatecznie poprosiłam Dużego, żeby przekazał wychowawczyni, że był zmęczony (zrobił może pół tej pracy domowej). Cieszę się, że 100 dni działa!
U nas sytuacja wygląda tak, najstarszy w edukacji domowej, pisze i czyta od 4,5 r ż., do tej pory łatwiej mu pisać drukowanymi. Od zeszłego roku delikatnie (czytaj może z 10 razy) ćwiczymy liniaturę, pisanie przez 2-3 kratki, kaligrafię zaczniemy teraz, ale w wersji japońskiej piórkiem itp. Obecnie prawie 9 l i po raz drugi 3 klasa w edukacji domowej. Ten czas bez spinki, że musi…, że inni, że trzeba pisać dużo… Nieoceniony! Z diagnozy psycholożki, która badała go do opinii do edukacji domowej, problem z pisaniem wynika z problemów z tzw dużą koordynacją (przypuszczalny powód narodziny przez cesarskie cięcie). Zalecenia -wspinaczka i pływanie. Toteż 3 rok kontynuujemy zanurzenie w naturze, wspinaczki po drzewach, życie w bazie-stodole, na sianie, trochę aikido, basen, narty. Syn jest intelektualnie rozwinięty ponad normę, dosłownie połyka książki, ma niesamowitą pamięć i zdolność wyszukiwania informacji… a przy okazji dojrzał emocjonalnie do grupy w swoim rytmie . Na początku w systemowej zerówce jako 5latek, był najbardziej wycofanym dzieckiem, teraz w naszej grupie unschoolingowej nie ma żadnych problemów, podobnie w kontaktach z dorosłymi, a i w sytuacjach nowości jest dużo lepiej, która go zawsze spinała (np wczorajsza lekcja próbna gry na pianinie) nie kończy się to awanturą i histerią a tylko lekkimi oporami. Pocieszałam się doświadczeniami znajomej, jej córka uczyła się na Islandii i tam nie było absolutnie żadnych nacisków na kaligrafowanie, mówiono: najwyżej przejdzie od razu do pisania własnym charakterem
Przepraszam za tak późną odpowiedź, komentarz mi umknął. Jak dobrze jest o tym poczytać! Twój syn ma szczęście, mając możliwość takiej ścieżki edukacyjnej. W systemowej podstawówce-molochu byłby chyba zagubiony i szybko zwątpiłby w swoje talenty.
Dzięki za ten wpis. Bardzo pomocny.
Cieszę się. 🙂
Bardzo dziękuję za ten post, niesamowicie obrazuje mój problem. Nigdy nie przypuszczałam, że rozproszenie myśli i wybieganie z nimi w przyszłość, chociaż taka niedaleką, powoduje właśnie tak gwałtowne przejście ze spokoju w silną, niedającą sie opanować złość. Bardzo konkretnieni jasno opisana sytuacja.
Dziękuję jeszcze raz.
Dziękuję za informację zwrotną. 🙂 Cieszę się, że mogłam Pani coś rozjaśnić i ułożyć w głowie.