Wczoraj wieczorem czułam się podle. Mąż zabrał Małego na wyczekiwaną od dawna wizytę u renomowanego laryngologa. Miałam nadzieję, że zmiana diety i te wszystkie zabiegi oraz kuracje, które zastosowaliśmy w ostatnich miesiącach, zmniejszą trzeci migdał Małego tak, że operacja będzie niepotrzebna. Fiberoskopia wykazała jednak, że trzeci migdał nadal zajmuje 75% światła gardzieli, a dodatkowo migdałki gardłowe powiększyły się ponad miarę. Lekarz stwierdził, że niepotrzebnie czekaliśmy z operacją. Jej termin – najbliższy możliwy, w prywatnej placówce – wyznaczono na… czwarte urodziny Małego w październiku. Na myśl o moim małym synku spędzającym urodziny na stole operacyjnym, odpływającym w przerażający mnie stan znieczulenia ogólnego, miałam łzy pod powiekami.
W pewnym momencie do kuchni, gdzie przygotowywałam kolację, wkroczył Duży. Akurat miał przerwę w zabawie, więc powiedziałam, że to dobry moment, żeby się umył.
– Nie będę się mył! Nienawidzę się sam myć! Ty mnie umyj, natychmiast, słyszałaś? No już, na co czekasz? Rozkazuję ci! – warknął Duży.
Od dawna tak się do mnie nie odzywał. Spojrzałam na niego uważnie. Stał przede mną, taki mały i duży jednocześnie, patrząc na mnie wyzywająco i czekając w napięciu na to, jak zareaguję. Byłam przybita i zniechęcona, zajęta swoimi emocjami, ale coś mi podpowiedziało, że on jest w takim samym stanie i potrzebuje mojej łagodności.
– Kiedy tak do mnie mówisz, nie mam ochoty na współpracę. Ale jeśli ci bardzo zależy, umyję cię – powiedziałam spokojnie i lekko.
– Dzięki, mamo – bąknął wyraźnie zawstydzony Duży i przytulił się do mnie. – Zależy mi. I przepraszam.
Cieszę się, że zareagowałam tak łagodnie. Kiedy go myłam, coś się w nim odblokowało i popłynęła opowieść: że Kajtek zawsze się rządzi podczas gry w piłkę; że dziś Antek chciał być napastnikiem, a Kajtek kazał mu stać na bramce i Antek się posłuchał, a przecież Antek nigdy nikogo nie słucha, sam chce wszystkimi rządzić! Że przecież to nie jest Kajtka piłka, ale przedszkolna, a wszystkie dzieci i tak się go słuchają i to nie fair. Że on sam, Duży, czasem mówi, że nie będzie grał tak, jak Kajtek mu każe i wtedy wszystkie dzieci grają, a on stoi sam z boku. Dlaczego te dzieci tak się go słuchają? Że tak w ogóle, to on nie umie tak dobrze grać w piłkę, jak niektóre dzieci i woli biegać, bo to mu dobrze wychodzi, ale nie lubi biegać sam. Choć akurat dziś Staś też nie grał i z nim biegał i to było fajne. Staś szybciej biega po trawie, a on sam po twardym, ciekawe, dlaczego? Mamo, dlaczego tak jest z tym Kajtkiem?
Gdybym zareagowała ostro na jego nieprzyjemne słowa, straciłabym szansę na autentyczny kontakt z moim synem. Mogłam „postawić granicę” i powiedzieć, że sorry, ale po takich słowach na pewno go nie umyję, zresztą robię kolację, a on umie sam się myć. Jestem pewna, że wtedy ja sama pozostałabym w kuchni zirytowana i najeżona, a on jeszcze tego samego wieczoru wdałby się w awanturę z Małym oraz sprowokował spięcie z Mężem. A przede wszystkim – pozostałby sam ze swoim zmartwieniem, poczuciem wyizolowania i niezrozumienia tego, jak działa jego przedszkolna grupa.
Wysłuchałam go z pełną uwagą i empatią i to wiele dało zarówno jemu, jak i mnie samej. Opowiedziałam mu o kilku swoich podobnych doświadczeniach i przemyśleniach na ten temat. Powiedziałam, że nie musi bawić się w coś, na co nie ma ochoty tylko dlatego, że wszyscy to robią i że rozumiem, że to czasem bardzo trudne – być samemu przeciwko grupie. Skoro jednak Staś chętnie z nim biegał, to może i inne dzieci tak naprawdę wolałyby robić coś innego, niż grać w piłkę? Może warto to sprawdzić? Powiedziałam też, że moim zdaniem można robić coś z przyjemnością nawet, jeśli nie jest się w tym dobrym (na przykład ja nie pływam zbyt dobrze, a bardzo to lubię), ale też jest tak, że jeśli coś nam dobrze wychodzi, to zwykle to lubimy. Ustaliliśmy więc, że poprosimy Męża, żeby w każdy weekend grał z Dużym w piłkę. Dzięki temu Duży będzie czuł się pewniej podczas gry z kolegami i będzie mógł się zorientować, czy lubi piłkę, czy to jednak nie dla niego. Sama poczułam podczas tej rozmowy radość, ulgę i poczucie wspólnoty z moim synem. Zamiast zamartwiać się Małym, mogłam posłuchać Dużego, cieszyć się jego zaufaniem, dać mu wsparcie. Same korzyści!
Naprawdę warto słuchać swojego serca i nie przejmować się nadmiernie tym, co „powinniśmy” robić jako rodzice. Według wielu osób powinnam była dać Dużemu odczuć przykre konsekwencje tego, że odezwał się do mnie w tak nieprzyjemny sposób. To niedopuszczalne, że sześciolatek tak się zachowuje wobec matki – co będzie, kiedy będzie miał szesnaście lat: pobije mnie? Odpowiadam: nie, nie pobije. Myślę raczej – a przynajmniej mam nadzieję – że przyjdzie do mnie ze swoim zmartwieniem, że tyle osób w klasie spróbowało już dopalaczy, a on uważa, że to głupie, a jednocześnie czuje się odizolowany i mu z tym źle. Z drugiej strony kluczowe jest to, że w danej sytuacji miałam zasoby – chęć i siłę – aby być dla Dużego łagodną. Ważny był ten moment zatrzymania, nabrania oddechu przed odpowiedzią na zaczepne słowa mojego pierworodnego, poszukania w sercu, co czuję i czego chcę. Gdybym znalazła tam złość i niechęć, to zajęłabym się sobą i odprawiła Dużego z kwitkiem, bo łagodność musi wypływać z serca, trudno się do niej przymusić. To z kolei stanowiłoby dla Dużego lekcję, że żądanie czegoś nieprzyjemnym tonem nie jest najlepszą strategią uzyskania tego czegoś. Tracy Hogg, moje antyguru, nazwałaby moją postawę przypadkowym rodzicielstwem i brakiem konsekwencji. A ja wierzę, że konsekwencja jest przereklamowana. Wierzę w moc relacji i postępowania w zgodzie ze sobą, a także w to, że zawsze warto się rozwijać, a trudne sytuacje traktować jako lekcje. To chyba kwintesencja mojego rodzicielstwa.
Zdjęcie wykorzystane w tym wpisie: „another day” (CC BY 2.0) by ||read||
Wiesz, chciałabym Cię uściskać! Więc choć wirtualnie! 😉 <3
Ojej, dziękuję i odściskuję! Miłego weekendu!
Super tekst, dziękuję 🙂 Odnośnie wycięcia migdałka – ostatnio miałyśmy ten zabieg u mojej 6-letniej córki. Bardzo się bałam, ale zrobiłam prywatnie w Kajetanach (przez Medincus) – i było warto. Warunki super, córka wspomina, jaki był fajny pobyt – samodzielny pokój dla nas z TV, cały wieczór jedzenie biszkoptów, ja cała tylko dla niej – chciałby tam wrócić 😉 Niestety to kosztuje, ale z NFZ termin miałam na za 18 miesięcy 😉 Powodzenia!
Dziękuję za ten komentarz, potrzebuję takich do odczarowania tego zabiegu. Chyba najbardziej przeraża mnie samo znieczulenie, sama mam złe doświadczenia z podpajęczynówkowym przy cesarkach. My zdecydowaliśmy się na Krajmed po rekomendacji znajomych. O Kajetanach też słyszałam same dobre opinie.
Każdy czasem może mieć gorszy dzień,tak samo dorośli jak i dzieci.Dobrze,że masz taki instynkt😊nie martw się zabiegiem,będzie dobrze.Może to taki prezent urodzinowy -zdrowie😊
Wiesz, jaką ulgę poczułam pod wpływem Twojego ostatniego zdania? Faktycznie – zdrowie (brak kataru, lepszy sen, lepszy nastrój, wyraźniejsza mowa, lepszy zgryz) to najlepszy prezent, jaki mogę mu dać. Dziękuję!!!
Wiesz, sporo mądrych rzeczy można się od Ciebie nauczyć. Ściskam mocno.
Dziękuję Ci bardzo. 🙂 Również ściskam.
Podoba mi się Twoje podejście i w pełni się z nim zgadzam. Nasze dzieci bardzo często działają pod wpływem emocji, potem hormonów i ich zachowanie bywa kompletnie nieracjonalnie. Wtedy to my, dorośli powinniśmy być buforem, takim wentylem bezpieczeństwa…
Dokładnie o to chodzi!
Wspaniała postawa. I moim zdaniem nie ma innej właściwej. Tylko, że czasami trudno się opanować i być łagodnym. To jest praca nad sobą, a efekty wspaniale jak widać u Ciebie.
Moja corka ostatnio takze zaczyna do mnie wyskakiwac z podobnymi tekstami. Tylko ja nie potrafie zaeagowac jak ty niestety. Ale od jutra zaczynam sie starac bardziej żeby znalesc u siebie wiecej wrażliwości i zrozumienia dla mojej 7 latki. Dziękuję za ten teks otworzylas mi oczy ile trace jak reaguje niewlasciwie na jej zaczepki.
Wiesz, ja bardzo rzadko potrafię tak zareagować – napisałam o tej konkretnej sytuacji, bo była raczej wyjątkowa. Trzymam za Was kciuki (i za nas też). 🙂
Brawo! Świetny wpis😘Od czasu kiedy wpadłam przypadkowo na Twojego bloga, moje życie z Hajnidem staje się powolutku bardziej stabilne 😘😘😘😘😘😘Ściskam i czekam na więcej !
Dziękuję i bardzo się cieszę! Będzie więcej. 🙂
Czytam,inspiruję się i czuję ulgę. Dziękuję!
A ja dziękuję za motywujące słowa!
Piękna opowieść. Super się czyta o sukcesach SelfRegowych, serce rośnie 🙂 Mam tylko jedno spostrzeżenie: Tracy Hogg, gdyby żyła, nigdy Pani reakcji nie nazwałaby przypadkowym rodzicielstwem, gdyby żyła „wyznawałaby” RB, SelfReg, Si etc. Wielokrotnie w swojej książce pisała o bliskosciowym podejściu do dziecka, o zwracaniu uwagi na dziecko, o szukaniu powodu dlaczego dziecko czuje się źle i płacze (detektyw stresora): począwszy od obszaru fizycznego, poprzez emocjonalny, społeczny etc (głodne zmęczone, niewygodne ubranko, głośno, ciepło, zimno, brak rodzica, potrzeba przytulanka). W jej metodzie w której uczy dziecko uspokajania się to właśnie przytulenie odkrywa główna rolę. Za każdym razem gdy dziecko zaplecze. I daje siłę by robić to po kilkaset razy, dopóty dopóki dziecko nie jest spokojne.
Czasami jak czytam taki komentarz odnośnie Tracy (dzięki której nie osiwialam przy pierwszym dziecku, nie weszłam w spirale frustracji, która nauczyła mnie jak mam dbać o własne zasoby żeby dbać o dziecko – przykład z maseczkami samolotowymi, która dała mi rozgrzeszenie na to żeby karmić piersią, ale i butelka żebym mogła zadbać o siebie, że nie ma MUSU w żadnej z tych opcji) to mam wrażenie, że ja czytałam chyba inne jej książki… Polecam i będę polecać każdej Mamie Język Niemowląt. A jeżeli ktoś.mysli że Tracy w niej „każe karmić z zegarkiem w ręku” tzn że mowa o wyraźnych problemach z czytaniem ze zrozumieniem. Chyba w Języku Dwulatka Tracy pisze ze „nie chodzi o to żeby karmić z zegarkiem w ręku” ale żeby nie dać się zwariować że dziecko chce jeść co pół godziny. Jest ssakiem i chce possac. I można mu dać pierś. Musimy tylko wiedzieć co sobie w ten sposób „robimy”. I jeśli jest to dla nas ok, to tak działać 🙂
Dziękuję Ci za ten komentarz! Faktycznie, nie czytałam „Języka niemowląt”, lecz „Zaklinaczkę dzieci” i wydała mi się nieznośnie pouczająca, pełna zdań rozpoczynających się od „Złotko, musisz zrozumieć, że…” (adresowanych do zagubionej matki). Dlatego się zraziłam.
Ten wpis to samo sedno. Przeslalam mojemu odpornemu na książki wychowawcze mężowi. Chcę by zrozumiał o co jest stawka. A jak nie, to wystarczy, że ja rozwijam swoje umiejętności jako rodzic. Uwielbiam Twojego bloga. Jest prawdziwy, szczery i życiowy 😍😍😍
Bardzo Ci dziękuję. Niektórzy mężowie są baaaardzo odporni nawet na twardą wiedzę z dziedziny neurobiologii i psychologii rozwojowej. Ale to nic, damy radę. 🙂
Dziękuję, wzruszyłam się.
Zdarza mi się czasem tak zareagować, kiedy mój syn mnie prowokuje. To trudne, bardzo trudne. Ale uwielbiam ten moment kiedy później, albo nawet następnego dnia przychodzi i mówi przepraszam mamo, nie myślę tak, nie chciałem.
Widzę, że mój 7 latek ostatnio miota się pomiędzy byciem „dorosłym” a „dzidziusiem”.
Agnieszko jesteś bardzo autentyczna, analityczna, szczera i rzetelna w tym co piszesz. Dla mnie niesamowicie łączysz swoje predyspozycje wynikające z wykształcenia po prostu z sercem i uczuciami. Po konfrontacji tych skrajnych składników wychodzą Ci świetne wpisy. Po prostu się je łyka. Nie ma tu przysłowiowego lania wody.
Marto, bardzo Ci dziękuję za te słowa, to bardzo motywujące. Pięknie ubrałaś w słowa zachowanie Twojego syna – to miotanie się między byciem dzidziusiem i dorosłym. Dokładnie to robi Duży! A przed nami burzliwy okres nastoletni…
Zmoczyłam poduszkę….dziękuję:)
To ja dziękuję!