Kilka dni temu byłam niewidzialnym świadkiem domowej awantury i chcę opowiedzieć Wam o dylemacie, który mam w tego typu sytuacjach. Grubo po północy gdzieś w sąsiedniej klatce schodowej – chyba u sąsiadów za ścianą, ale trudno było to jednoznacznie stwierdzić – kilkuletnia dziewczynka długo i rozpaczliwie płakała i krzyczała. Jej rodzice raz po raz krzyczeli, ona na początku im odkrzykiwała, a w końcu przestała i już tylko wyła jak zwierzę. Nie był to pierwszy raz: ta sytuacja, u tych konkretnych sąsiadów (rozpoznaję już charakterystyczny płacz dziewczynki) powtarza się często, o różnych porach dnia i nocy. Nie jestem w stanie zidentyfikować mieszkania, z którego dobiega ten płacz, bo nie mogę wejść do innych klatek schodowych bez znajomości kodu do któregoś z mieszkań znajdujących się na tej klatce.
Mój system nerwowy nie mógł sobie z tą sytuacją poradzić: rozpaczliwy płacz dziecka to dla mnie silny stresor. Słuchając go, czuję kulę w żołądku i drugą w gardle, ręce mi się trzęsą, rytm serca przyspiesza, moje ruchy stają się nerwowe. Tak działa rezonans limbiczny: układ limbiczny w moim mózgu reaguje na pobudzenie układu limbicznego innej osoby. Tak dzieje się nawet wtedy, kiedy nie widzę tej osoby i nie jest mi bliska. Choć tamtego wieczoru planowałam pójść spać przed godziną 1 w nocy, nie było mowy o tym, żebym zasnęła.
Jak zawsze w tego typu sytuacjach, zastanawiałam się, jak zareagować, zważywszy, że byłam świadkiem bardzo wąskiego fragmentu rzeczywistości tamtej rodziny. Niemal każdy rodzic miewa pełne stresu momenty, w których zachowuje się niezgodnie ze swoimi zasadami. Gdyby ktoś postronny zobaczył go akurat w tym momencie, sformułowałby daleką od rzeczywistości ocenę. Ja też czasem zachowuję się jak patologiczna, przemocowa matka. Pamiętam, jak raz w parku podczas gry w berka Duży tak mocno klepnął Małego w plecy, że ten przewrócił się boleśnie na twarz i stoczył z wysokiej górki na sam dół. Przestraszyłam się i jednocześnie wściekłam tak, że nawrzeszczałam na Dużego. Co więcej, odepchnęłam go w pierwszej chwili, kiedy – też przestraszony – próbował się do mnie przytulić, odpychając ode mnie szlochającego Małego. Natychmiast jakiś starszy mężczyzna ruszył zdecydowanym krokiem w naszym kierunku z marsową miną. Poczułam palący wstyd, bo wyprzedził dosłownie o sekundy ten moment, w którym sama się zreflektowałam i zwróciłam się już spokojniej w kierunku Dużego, przytuliłam go i przeprosiłam. Mężczyzna zatrzymał się, wyraźnie odprężył i odszedł. Jego próba interwencji jedynie minimalnie przyspieszyła moją zmianę zachowania, jednocześnie dokładając do strachu, żalu i poczucia winy kolejną trudną emocję – wstyd wobec osoby postronnej i strach przed oceną. (Swoją drogą zawsze mnie zastanawia, dlaczego w ogóle przejmuję się opinią obcych ludzi, których być może nigdy więcej nie zobaczę. Wiem z licznych rozmów z innymi mamami, że jest to dość powszechne.)
Jak zatem powinniśmy reagować, będąc świadkami przemocy wobec dziecka? Przede wszystkim uważam, że reagować należy. Nie wiem, co i jakim tonem chciał mi powiedzieć mężczyzna w parku. Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, kiedy już całkiem ochłonęłam, byłam mu wdzięczna za to, że nie pozostał obojętny w obliczu przemocy wobec dziecka. Jednak pytanie o optymalny – to znaczy: zapobiegający dalszej przemocy – sposób reakcji pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi. Jest pewna grupa rodziców, którzy są świadomi tego, że klapsy, krzyki, obelgi, straszenie dzieci to coś złego. Oni starają się nie stosować przemocy wobec dzieci; czy zawsze im się to udaje, to inna kwestia. Kiedy im się nie uda, ze strony osób trzecich przydaje się raczej pomoc w obniżeniu napięcia, niż atakowanie czy pouczanie. Tamtego dnia w parku byłabym bardzo wdzięczna osobie, która podeszłaby do mnie i powiedziała coś takiego: „Widzę, że jest pani zdenerwowana. Czy mogę w czymś pomóc?”. Wobec takiej reakcji nadal starałabym się naprawić relację z dzieckiem, a jednocześnie mój stres nie zwiększyłby się pod wpływem interwencji. Warto pamiętać, że wstyd i lęk przed oceną może zwiększać agresję i tak nakręca się błędne koło stresu i przemocy.
Zastanawiam się, jak należałoby postępować wobec osób, które „świadomie” wybierają przemocowe metody wychowania. Zastosowałam cudzysłów, ponieważ nie wierzę, że dorosły, niezaburzony człowiek może stosować takie metody, mając pełen obraz skutków przemocy dla psychiki dziecka i jego życia (choćby osiągnięć w nauce: dzieci doświadczające przemocy w domu częściej niż pozostałe przerywają naukę w szkole). Ostatnio zszokowały mnie wyniki badania przeprowadzonego przez biuro Rzecznika Praw Dziecka: aż 58% ankietowanych dorosłych Polaków akceptuje klapsy jako metodę wychowawczą, a 32% akceptuje poważniejszą formę przemocy fizycznej, czyli tzw. lanie (bicie „na zimno” jako karę za niewłaściwe zachowanie). Wierzę, że jest to efekt przede wszystkim nieświadomości (niesionej z pokolenia na pokolenie) i mocnego osadzenia w schemacie samokontroli (który ma się dobrze od czasów Platona). Nie bez znaczenia jest też wysoki poziom stresu Polaków, który nie pozwala korze nowej mózgu działać w pełni poprawnie: powoduje trudność w logicznym rozumowaniu i niezdolność do empatii. Gdybym stosowała przemoc wobec dzieci na co dzień i nie widziała w tym nic złego, zapewne potraktowałabym mężczyznę w parku nieprzyjemnie, a później wyżyła się na dzieciach – chyba, że naprawdę mocno by mnie przestraszył konsekwencjami karnoprawnymi; wówczas ze strachu powstrzymywałabym się przed agresją wobec dzieci, przynajmniej przy świadkach. Raczej nie pomogłoby mi to jednak obniżyć poziomu złości i frustracji, które odczuwałabym wobec dziecka. Trudno mi natomiast powiedzieć, jak wpłynęłaby na mnie interwencja, która jednocześnie byłaby łagodna i zaznaczałaby granice, np. „Musi być pani bardzo zestresowana, skoro decyduje się pani na bicie najbliższych pani osób, całkowicie od pani zależnych i o wiele słabszych. Jak mogę pomóc?”.
Skalę przemocy wobec dzieci na dłuższą metę pomagają zmniejszać: (1) wiedza i świadomość rodziców, (2) wyraźny brak społecznego przyzwolenia dla przemocy, (3) obniżenie stresu rodziców. Najnowsza kampania społeczna zainicjowana przez Rzecznika Praw Dziecka wychodzi naprzeciw dwóm pierwszym celom. Obniżenie stresu rodziców w Polsce to długie i trudne przedsięwzięcie… Można jednak działać w małej skali. Tamtej nocy w mijającym tygodniu powinnam była poprosić kogoś z ochrony osiedla o pomoc w zidentyfikowaniu mieszkania, z którego dobiega płacz (dziękuję czytelniczce mojego fan page na Facebooku za podsunięcie mi tego rozwiązania!). Następnie powinnam zainterweniować łagodnie i z troską zarówno o dziecko, jak i o rodziców. Nie można przecież wykluczyć, że ich córka po prostu często i głośno płacze, a oni nauczyli się już, że podniesiony ton pomaga przerwać nakręcającą się złość czy rozpacz (tak się czasem zdarza w przypadku moich synów). W idealnej sytuacji powinnam poznać lepiej tamtych rodziców i pomóc im zrozumieć źródła ich stresu i agresji, może także dać bezpośrednie wsparcie, na przykład zaopiekować się od czasu do czasu dziewczynką albo dać namiary na dobrego psychologa. Czy tak zrobiłam? Niestety nie, bo na przeszkodzie stanął mi własny stres…
Napiszcie mi proszę, czy i jak reagujecie na przemoc wobec dzieci i jakie osiągacie efekty. Możecie to zrobić w mailu, komentarzu pod tym postem lub na moim fan page na Facebooku. Z góry wam dziękuję za inspirację. Następny wpis będzie dotyczył tematu bicia, ale nie chcę zdradzać, w jakim kontekście. Natomiast w kolejnym poście napiszę o tym, co możemy zrobić, kiedy nienaszym dzieciom dzieje się w naszej ocenie krzywda, ale na tyle niewielka, że nie czujemy się uprawnieni do interwencji, o ile nie jesteśmy Ciocią lub Wujkiem Dobra Rada. Ten post rozpocznie krótki cykl na temat wspierania dziecka „obdarowanego” trudnościami rozwojowymi.
Zdjęcie wykorzystane w tym wpisie: „You shouldnt do that with so many people watching us!” (CC BY-ND 2.0) by Tambako The Jaguar
„Musi być pani bardzo zestresowana, skoro decyduje się pani na bicie najbliższych pani osób, całkowicie od pani zależnych i o wiele słabszych. Jak mogę pomóc?”.
Błagam, nie róbcie tego. Kiedy jestem bardzo zdenerwowana jakąś sytuacją z córką, na ogół jestem jeszcze w stanie zawrócić i zapanować nad sobą zanim zrobię coś naprawdę nieprzyjemnego. Gdyby ktokolwiek w sytuacji wielkiej złości i dużego stresu przyczepił się do mnie, zeby zaserwować te koszmarne pseudopsychologiczne manipulatorskie i protekcjonalne teksty, z całą pewnością szlag by mnie trafił, i dla dziecka ten widok nie byłby ani pouczający ani miły. Wolałabym groźbę policji, przemoc fizyczną, naprawdę dosłownie wszystko tylko nie tego rodzaju „pochylanie się z troską”.
Serio? No to mi zabiłaś ćwieka. Dzięki za ten komentarz. Jaka reakcja najbardziej by Ci pomogła?
Agnieszko, mi w sytuacjach kiedy np córka dostaje histerii na placu zabaw lub spazmów z jakiegoś powodu, a ja czuję, że zaraz mi para uszami pójdzie i jestem o krok od utraty kontroli nad sobą pomaga jak ktoś spojrzy przychylnie, uśmiechnie się ze zrozumieniem i np. powie „mój syn/córka miał podobnie w tym wieku, też trudno mi było zachować spokój”. Od razu stres spada mi o poziom niżej jak dostanę takie wsparcie i łatwiej jest mi nad sobą zapanować. Tyle, że nie wiem czy takie coś by dobrze zadziałało na osoby które ” z założenia” stosują przemoc wobec dzieci….
Natomiast tekst: „Musi być pani bardzo zestresowana, skoro decyduje się pani na bicie najbliższych pani osób, całkowicie od pani zależnych i o wiele słabszych. Jak mogę pomóc?” brzmi dla mnie sztucznie. Chociaż trudno mi wymyślić coś lepszego, co nie byłoby oceniające, sztuczne, a jednocześnie zwracające uwagę na problem…
Dziękuję za ten komentarz. Mnie też by pomógł taki tekst, o jakim piszesz. I tylko nadal nie wiem, jak reagować w tym drugim, cięższym przypadku…
Mnie tez poirytowalaby taka gatka niestety. Moze pytanie tego typu??: „Dzien dobry, widze, ze sytuacja jest trudna. Mnie tez czasem zachowanie dzieci doprowadza/doprowadzalo do skrajnych emocji. Mi pomaga w tej sytuacji np. przytulenie dziecka. Prosze sobie przypomniec co Pani pomaga. Trzymam kciuki.” Mysle, ze zagadanie do mnie juz by wybilo mnie z tej zlej emocji bez zbytniego pouczania. A co mialabym odpowiedziec na pytanie obcej osoby jak moze mi pomoc? Wziac dziecko na godzine na spacer??!
Bardzo cenny komentarz, dziękuję! Właśnie o feedback mi chodziło.
Ja, jako osoba dorosła mam duże problemy ze swoją złością. Wielokrotnie myślałam o tym, jakie słowa pomogłyby mi się uspokoić. Głównie po to, żeby mój mąż wiedział, jak mi pomóc. I mimo poszukiwań nadal ich nie znalazłam. Interwencja obcej osoby, która nawet zaoferowałaby pomoc, spowodowałaby tylko poczucie wstydu i dodatkową agresję wynikającą z bycia ocenianą. Dlatego, gdy widzę różne sytuacje np. na placu zabaw, to nie umiem zareagować, gdy dziecku dzieje się krzywda. Bo właśnie mam takie poczucie, że ja widzę tylko wycinek cudzego życia, a wejście między rodzica i dziecko, którzy są w silnych emocjach to proszenie się o kłopoty. Ciężki temat, bo niezależnie jak się zareaguje będzie źle, a brak reakcji to przyzwolenie na robienie komuś krzywdy.
Ciężki temat, zgadzam się. Widzę, że mamy podobne przemyślenia – mam na myśli zwłaszcza ostatnie zdanie komentarza.
Ludzie dziś boją się piętnować zło. A szkoda, bo każde działanie jest lepsze niż bezczynność. Policja, szkoła, publiczne upomnienie, nawet delikatna rozmowa ze stosującymi przemoc rodzicami ma szansę coś zmienić, a być może w skrajnych wypadkach uratować dziecku życie.
W sytuacji gdy nasi znajomi dopuszczają przemoc „w celach wychowawczych” proponuję otwartą dyskusję i książki w duchu wychowania bez przemocy ( Toksyczni rodzice S.Forward i C. Buck , Pozytywna dyscyplina J. Nelsen, Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły A. Faber, Twoje kompetentne dziecko J. Juula, etc.)
Dziękuję za ten komentarz! No własnie, ten lęk przed wtrącaniem się jest w nas bardzo silny.